Dyktowanie warunków, sterowanie zachowaniami, kształtowanie poglądów, indukowanie potrzeb to jedynie niektóre z budzących pejoratywne konotacje związków przyczynowo-skutkowych stanowiących akcelerator postpolitycznej regencji cechującej zarówno społeczeństwa liberalne, jak i kolektywne. Prościej? Zbyt wielu chce i pozwala zamieniać indywidualną czy zbiorową wolność w scentralizowany system. Jeszcze krócej? Władza totalna!
Żyjąc w społeczeństwie zachodnim, przesyconym kultem posiadania, zafiksowanym na tle konsumpcji i komfortu, sfokusowanym na doraźność, niezmiernie trudno jest ujmować i przekonująco przekazywać proste i prosto brzmiące wnioski. Jeśli mają skierować wzrok, słuch, umysł, uczucia w stronę tego, co jawi się choćby śladowo jako wyrzeczenie, samoograniczenie, dyskomfort, wysiłek, zapobiegliwość, odroczona gratyfikacja lub rytuał, już na wstępie wywołują zniecierpliwienie. Ktoś, kto przekonuje, by oszczędzać, kumulować, planować, brać pod uwagę nieprzewidywalne okoliczności i kierować się normami etyki, posądzany jest o bycie hamulcowym, traktowany jest jako pesymista lub uważany jest za moralizatora. Skąd bierze się – wśród nas – łatwość w przyjmowaniu za wiarygodne, pociągające i wiążące treści będących w istocie obcymi imperatywami?
- Od początkowej euforii wobec demokratyzującego potencjału internetu i mediów społecznościowych niektórzy przeskoczyli do całkowicie przeciwnego wniosku: cyfrowe narzędzia są z natury niedemokratyczne. Jak stwierdził historyk Yuval Noah Harari: „Technika sprzyja tyranii”. (…) Technologie cyfrowe nie są same w sobie prodemokratyczne ani antydemokratyczne.
- Jak to się stało, że (…) żyjemy w takim świecie, w którym narzędzia cyfrowe są potężną bronią w rękach autokratów, umożliwiającą ograniczenie dostępu do informacji i tłumienie sprzeciwu, media społecznościowe zaś stały się wylęgarnią dezinformacji, podatną na manipulacje nie tylko ze strony autorytarnych rządów, ale także zarówno prawicowych, jak i lewicowych ekstremistów?
- Internetowa cenzura, a nawet zaawansowane oprogramowanie szpiegowskie, nic nam nie mówi o potencjale mediów społecznościowych jako narzędzia do zmiany politycznego dyskursu na lepsze i koordynowania opozycji wobec najgorszych reżimów na świecie. Fakt, że różne dyktatury wykorzystują technologię do represji wobec ludności nie powinien nikogo dziwić.
Daron Acemoglu i Simon Johnson napisali wspólnie książkę „Władza i postęp. Tysiąc lat walki o technologię i dobrobyt”. Obaj autorzy, wraz z Jamesem Alanem Robinsonem, są współlaureatami Nagrody Nobla z 2024 roku w dziedzinie ekonomii za „badania nad tym, jak powstają instytucje i jak wpływają na dobrobyt”. Ponad 500 stron twardo ubitego analitycznego tekstu przeprowadza czytelnika przez historycznie i geograficznie uporządkowane doświadczenia różnych społeczeństw związane ze zmianami technologicznymi. W czasie, gdy je wdrażano, były przedstawiane jako element rozwoju mającego poprawić jakość życia pojedynczych ludzi i całych ludzkich zbiorowości, a więc postęp miał(by) zawsze iść w parze z dobrobytem.
Rzeczywistość stosunkowo szybko weryfikowała technooptymizm, który w zderzeniu z realnymi procesami społecznymi okazywał się nie dość przenikliwym przewidywaniem skutków wprowadzanych zmian lub technokratyczną utopią. Jedną z dziedzin, bliskich nam czasowo, w których dochodzi wciąż do niezwykle dynamicznych ewolucji, są technologie informacyjne (których nie należy utożsamiać z technologiami informatycznymi równie szybko się zmieniającymi).
W rozdziale książki pt. „Demokracja pęka” na przykładzie społeczeństwa Chin i mechanizmów praktykowanych przez władze tego państwa Daron Acemoglu i Simon Johnson stawiają tezę o praktycznym rozziewie pomiędzy wysokimi i rozwijającymi się wciąż technologiami informacyjnymi (wśród których są i takie, które dane… zbierają, agregują i syntezują) a warunkami i jakością codziennego życia Chińczyków, w tym zakresu ich podstawowych swobód obywatelskich. Nie brakuje w tym kontekście analogii czy podobieństw do innych krajów o różnej ustrojowej proweniencji. Autorzy, mimo naukowego sztafażu, zdają się nieco odsłaniać swoje sympatie liberalno-lewicowe, ale to czyni ich spostrzeżenia jeszcze bardziej frapującymi na tle wyznawanej przez ten krąg światopoglądowy reguły „braku wolności dla wrogów wolności takiej, jaką my za wolność uznajemy”.
- 2 listopada 2021 roku chińska gwiazda tenisa Peng Shuai napisała w serwisie społecznościowym Weibo, że została zmuszona do seksu przez pewnego wysokiej rangi urzędnika. Wpis został usunięty w ciągu dwudziestu minut i nie ukazał się już ponownie w chińskich social mediach. Zanim zniknął, niektórzy użytkownicy zdążyli zrobić zrzuty ekranu, które później udostępnili w zagranicznych serwisach. Dostęp do nich także został szybko ocenzurowany. Mnóstwo ludzi w Chinach interesowało się Peng Shuai, ale mało kto zdołał zobaczyć oryginalny post, nie było też żadnej publicznej dyskusji. Takie szybkie usunięcie politycznie drażliwych informacji jest regułą, a nie wyjątkiem w Chinach, gdzie internet i media społecznościowe są obiektem permanentnej inwigilacji.
- Do wielu osób indoktrynacja najwyraźniej przynajmniej częściowo trafiała, a w każdym razie nie śmiały one przyznać, że w nią nie wierzą. W 2001 roku Partia Komunistyczna zapoczątkowała istotne reformy programów szkół średnich. Celem była polityczna edukacja młodych ludzi. Dotycząca reformy notatka służbowa z 2004 roku miała tytuł „Propozycje dotyczące wzmocnienia konstrukcji ideologiczno-moralnej naszej młodzieży”. (…) Młodzież ucząca się z nowych podręczników wyrażała zupełnie inne opinie niż uczniowie z tej samej prowincji, którzy skończyli szkołę przed ich wprowadzeniem. Deklarowała też wyższy poziom zaufania do przedstawicieli rządu i oceniała chiński system jako bardziej demokratyczny niż uczniowie, których nie indoktrynowano za pomocą tych podręczników.
- Pod koniec drugiej dekady XXI wieku wszystkie te tendencje znacząco się nasiliły. (…) Czy w takich okolicznościach chińscy studenci w ogóle chcieliby zaglądać do zagranicznych mediów, nawet gdyby mogli? Takie pytanie postawili sobie (…) naukowcy, którzy przeprowadzili ambitne badanie, by znaleźć na nie odpowiedź. Okazała się zaskakująca, nawet dla nich samych. (…) Bez dodatkowych zachęt zdecydowana większość studentów nie była zainteresowana odwiedzaniem zachodnich serwisów internetowych i nawet nie chciała dostępu do VPN. Propaganda w szkole i w chińskich mediach do tego stopnia przekonała ich, że w zachodnich źródłach nie ma istotnych ani wiarygodnych informacji na temat Chin, że nawet niepotrzebna była czynna cenzura. Już sami się niejako ocenzurowali.
Niech nikogo nie uśpi to, że przytaczane w książce o władzy i postępie okoliczności mają miejsce w kraju geograficznie dalekim dla Europy czy całego Zachodu. Współcześnie odległości liczone w kilometrach mają się nijak do prędkości osiąganej w sieciach cyfrowych czy też siły wpływów wywieranych za pomocą instrumentów finansowych czy militarnych. Nie bez znaczenia jest fakt, że Europę od Państwa Środka dzieli „tylko” państwo kremlowskie. Europa Środkowo-Wschodnia to kraje, których obywatele mają jeszcze w pamięci totalitarne mechanizmy władz narzuconych im właśnie z Moskwy i wiedzą, co praktycznie oznacza na przykład cenzura w kulturze, nauce, o mediach nie zapominając.
Pamięć zbiorowa – przy założeniu, że istnieje – nie jest jednak trwała z racji rozproszenia oraz ze względu na naturalną wymianę pokoleniową. Cywilizacyjna grań, która wcześniej była żelazną kurtyną, trwale wdrukowała w świadomość społeczeństw (będącą swego rodzaju bilansem jaźni indywidualnych) uraz do wszystkiego, co mogłoby pozbawić człowieka i wszelkie wspólnoty lub zbiorowości prawa do nieograniczonej wymiany informacji czy konfrontacji poglądów.
Jednocześnie jednak – to jest poważny szkopuł – historyczny uraz jest na tyle głęboki, że wzbudza mechanizm wyparcia, przez co odruchowo odrzucany jest filtr racjonalności w ocenie przyswajanych z mediów treści na rzecz skrajnych postaw. Jedni są skłonni wierzyć bezgranicznie temu, co dociera do nich przez media, a drudzy we wszystkim wietrzą podstęp czy spisek. Ten manichejski dualizm jest pożywką tzw. „baniek medialnych” i wzmacnia syndrom polaryzacji, wbijając jego igły nawet w najmniejsze cząstki tkanki społecznej, jakimi są rodziny. Dotyka to także stabilnych niegdyś i odpornych na nowinkarstwo środowisk zawodowych czy społecznych (w tym Kościoła!), które w naturalny dla siebie sposób były ostoją idei i wartości.
- Obiecywano, że komunikacja online wyzwoli mądrość tłumu, bo kiedy różne perspektywy będą swobodnie konkurować, prawda zatriumfuje. Internet miał wzmocnić demokracje, a dyktatury zepchnąć do defensywy z powodu ujawnianych informacji o korupcji, represjach czy nadużyciach. (…) Wszystko to miały umożliwić media społecznościowe, ułatwiając otwarty dyskurs polityczny i koordynację wśród obywateli.
- Zmniejszył się ruch w sieci prowadzący z mediów społecznościowych do tradycyjnych. Co gorsza, najnowsze badania wskazują, że ludzie często wierzą postom z dezinformacjami, bo nie pamiętają, gdzie widzieli dany news. Może to być szczególnie istotne, bo użytkownicy często otrzymują niewiarygodne, a czasem po prostu fałszywe informacje od przyjaciół i znajomych o podobnych poglądach. Prawdopodobieństwo, że zetkną się z głosami przeciwnymi w takiej zamkniętej bańce informacyjnej, jest niewielkie.
- George Orwell w „1984” pytał: „Ostatecznie, skąd niby wiemy, że dwa plus dwa to cztery? Albo że działa siła ciężkości? Albo że przeszłość jest niezmienna? Jeśli przeszłość i świat zewnętrzny istniały tylko w umysłach, a nad nimi można sprawować kontrolę – to co wtedy?” To pytanie staje się jeszcze bardziej aktualne, bo jak przewidziała filozofka Hannah Arendt, bombardowani fake newsami i propagandą mieszkańcy zarówno demokratycznych, jak i niedemokratycznych krajów przestają wierzyć w jakiekolwiek wiadomości.
- Może być jeszcze gorzej. Przyklejeni do mediów społecznościowych, często oburzeni i owładnięci silnymi emocjami ludzie odrywają się od swojej społeczności i demokratycznego dyskursu, bo w internecie powstała alternatywna, podzielona rzeczywistość, w której głosy ekstremistów brzmią najdonośniej, odbijają się echem w sztucznych bańkach, wszystkie informacje są podejrzane albo tendencyjne, a kompromis stał się czymś zapomnianym czy wręcz potępianym.
Daron Acemoglu oraz Simon Johnson, jak przystało na teoretyków ekonomii, dystansują się do innych niż ekonomiczne czy polityczne rozwiązań, dzięki którym społeczeństwo – czyli każdy człowiek – mogłoby zaprzęgnąć coraz nowsze technologie informacyjne do celu nadrzędnego, jakim jest komunikacja pomiędzy ludźmi. Pisząc o „zapomnianym czy potępianym kompromisie”, jakby nie brali pod uwagę, że w stosunku do prawdy i prawa do jej poznawania nie może być mowy o kompromisie. Presja ekonomiczna czy restrykcje polityczne w stosunku do prawa do prawdy w każdej dziedzinie ludzkiego życia, zawsze obracają się przeciw tym, którzy ją chcą znać i udostępniać. Ekonomiści i politycy traktują prawdę cynicznie i często jako przeszkodę. Chcą mieć władzę totalną. Odrzucają więc moralne filtry, z chrześcijańskim systemem wartości szczególnie, bo dominuje w nich subiektywny pragmatyzm, który bywa w opozycji do prawdy obiektywnej.
Prawdę poznaje się w wyniku osobistego wyboru lub twarzą w twarz z tym, który ją zna, czyli u źródła. Wymaga odwagi i wyzwala. Nie podlega wycenie, a jedynie weryfikacji. Prawda ma moc zbliżania ludzi pomiędzy sobą. Prawda zbliża do Pana Boga.
Postęp i polityka nie idą w parze, gdy rozwojem stają się ideologie, a troskę o dobro wspólne zastępuje cel grupowy lub osobisty. Schyłek demokracji czy już ukryty totalitaryzm? #BliżejSłowa / @DAcemogluMIT & #SimonJohnson pic.twitter.com/nCk4XZe8Mt
— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) September 19, 2025
- TERAZ: Daron Acemoglu, Simon Johnson, „Władza i postęp. Tysiąc lat walki o technologię i obywateli”, Wydawnictwo ZYSK i S-KA, Poznań, 2025
- POPRZEDNIO: Adam Sosnowski, ks. Janusz Królikowski „Leon XIV. Biografia ilustrowana”, Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków, 2025
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.













