Szkiełka kalejdoskopu układają się w idealny wzór wówczas, gdy nim się nim obraca tak długo, by wydobyć niekiedy niespodziewane konstrukty nawet z drobinek o różnych barwach i kształtach. Gdy do tej mozaiki dodać jeszcze nieznane wcześniej elementy, powstaje obraz, od którego trudno oderwać wzrok, i który pobudza do samodzielnego myślenia.
Polityk mówi nie tylko, gdy… mówi. Pierwsze skojarzenie to zapewne mowa ciała. Zgoda! To jednak tylko element układanki, bo znaczenie ma także to, czego polityk… nie mówi lub to, co mówi… w określonym gronie czy danej sytuacji. Wszystkie owe składniki komponują się w rodzaj autoportretu. W czasach współczesnych przybiera on formę cyfrowego fotogramu, z którego – przy zastosowaniu zoomu dociekliwości – wydobywane są na światło dzienne najdrobniejsze detale. Na ich kanwie obserwatorzy życia publicznego (wyborcy!) mogą wyrobić sobie opinię, a nawet przekonanie czy wręcz pewność kim w rzeczywistości jest polityk. Polityk – osoba określona z imienia i nazwiska, partyjnego szyldu, ideologicznych haseł czy też pragmatycznych po nihilizm frazesów. Gdy tenże fotogram jest w istocie prześwietleniem polityka, otrzymujemy komplet danych. Wiedząc o nich, nie można udawać, że się czegoś nie wie.
Szósty już odcinek serialu TVP pod tytułem „_Reset” nie pozostawia cienia wątpliwości. Michał Rachoń i Sławomir w 70 minutach zmieścili już nie szkic, nie zarys, nawet nie obraz, ale wizerunek tak dokładny i precyzyjny jak spod mikroskopu i jednocześnie ukazujący stan polskiej polityki w czasach rządów obozu Platformy Obywatelskiej w wersji makro, niczym z satelity. Widzimy porażający krajobraz poniżenia Polski, na jakie godzili się Donald Tusk, Radosław Sikorski, ale też każdy, kto ich świadomie wspierał (wyborczo) i na co dzień osłaniał (także medialnie). Płaszczenie się pod zamkniętymi bramami Kremla czy proszenie się o poparcie głównego lokatora moskiewskiego pałacu dla byłego komunistycznego premiera Polski o prestiżowy awans na europejskich salonach, to tylko przysłowiowe wisienki na zjełczałym torcie paradyplomacji uprawianej przez słusznie odsuniętą w 2015 roku czeredę polskich polityków. Osławiona przechadzka po sopockim molo, w trakcie której – jak sam przed sądem powiedział Donald Tusk: „z powodu słabości językowej rozmawiał z Władimirem Putinem po rosyjsku, niemiecku i angielsku” stała się symbolem tego, jak lider rządu RP trzyma „ruki pa szwam” w publicznym kontakcie ze swoim gościem. W tle logotyp pewnej stacji telewizyjnej modnej wśród niektórych jego zwolenników. Przypadek?
Sedno dramatu tkwi jednakże w znacznie głębszych strefach okoliczności, w których rządzący Polską w 2009 roku sprowadzali Rzeczpospolitą do pozycji (bo nie rangi) prowincji dla Federacji Rosyjskiej. Demonstrowanie podporządkowania Donalda Tuska wobec oczekiwań Władimira Putina sięgały zenitu, gdy moskiewski car głęboko w granicie światowej opinii publicznej rzeźbił wizerunek naszego państwa jako… faktycznego sprawcy ludobójstwa katyńskiego i współsprawcy II wojny światowej. Mrozi krew w żyłach widoczna, a potem werbalna reakcja przybysza z Moskwy na pytanie polskiej dziennikarki o historyczny obiektywizm Rosji i udostępnienie przez Rosję akt mordu w Katyniu. Co o dziennikarce Marii Stepan myśli Władimir Putin zdradza mimika (dobrze jednak, że rzecz działa się na terytorium polskim…). Kompletna obojętność polskiego gospodarza, a nawet pokorne powtarzanie przez Tuska za Putinem frazy o „niesypaniu piasku w tryby polsko-rosyjskiej” współpracy egzemplifikują stan niedowładu polskiej administracji i równolegle szeroko rozpościerającej arogancji rosyjskich i prorosyjskich czynników w Polsce.
Intensywność deprecjacji polskiego rządu w 2009 r. na czele z jego szefem wobec rządu rosyjskiego sięga zenitu, gdy 1 września 2009 r., na Westerplatte – a więc w dniu i miejscu nagromadzenia symboliki historycznej – przemawiają liderzy krajów, które działając w porozumieniu zwanym „paktem Ribbentrop – Mołotow” 1 i 17 września 1939 r. najechały Polskę. Jednorodnemu przekazowi Angeli Merkel i Władimira Putin nie zaprzecza, ale nawet je wzmacnia werbalną jałowością Donald Tusk. Zestawienie tych przemówień w końcówce szóstego odcinka „_Resetu” (mimo upływu czternastu lat od ich wygłoszenia) sprowadza słuchacza na twardą ziemię faktów. Pokazuje (szokujący nadal) niepisany triumwirat porozumiewających się językiem partykularnych interesów polityków, w którym jeden jest – godząc się na rolę lokaja – tylko w charakterze „przynieś, podaj, pozamiataj”. Rozgrywanie wspólnych interesów przez Rosję i Niemcy jest aż nadto widoczne, by dało się znaleźć jakiekolwiek racjonalne pod kątem troski o dobro państwa polskiego uzasadnienie dla zupełnie defensywnego, wręcz służalczego, stosunku do tej gry. Władymir Putin po powrocie do Moskwy, a Angela Merkel po powrocie do Berlina, mogli wyjąć z lodówek prawdziwego szampana, podczas gdy Donald Tusk w Warszawie co najwyżej mógł odkorkować „russkoje igristoje”.
Widzom pozostaje jeszcze czytanie niewerbalnej mowy twarz trójki słuchającej jeszcze jednego mówcy. Ich mimika i gesty rąk (jak widać na ekranie nie dają pola wątpliwości co do ich dyskomfortu). Jedynie bowiem prezydent RP Lech Kaczyński stawia sprawy jednoznacznie i przywraca do dyskursu prawdę historyczną oraz wynikające z niej paradygmaty. Przypomina odważnie normy prawa międzynarodowego, ale też jego warstwę etyczną. Kontrastując z szokującą biernością premiera, przeciwstawia się próbom obarczania Polski za winę czy współwinę za zbrodnie II wojny światowej. Lech Kaczyński stanął w obronie dobrego imienia Polski jak broni swojej ojczyzny każdy patriota na świecie. Czynił to w oparciu o prawdę historyczną i mając wizję Polski na przyszłość. Przypomnijmy… Rok po rosyjskiej inwazji na Gruzję, o czym była mowa w piątym odcinku „_Resetu”, i na kilka lat zanim doszło do najazdu na Ukrainę (o czym wiemy teraz) prezydent RP Lech Kaczyński mówił wprost…
To problem nie tylko totalitaryzmu, to problem wszelkich imperialnych czy neoimperialnych skłonności. Przekonaliśmy się o tym w zeszłym roku. (…) Imperializmowi nie wolno ustępować. Imperializmowi nie wolno ustępować, nie wolno ustępować nawet skłonnościom neoimperialnym. (…) Dlaczego na kilkadziesiąt tysięcy oficerów polskiej policji i polskiej armii, korpusu ochrony pogranicza wydano taki wyrok. To był efekt zemsty, tak, to miała być zemsta za rok 1920, za to, że Polska zdołała wtedy odeprzeć agresję. Można powiedzieć – to komunizm. Nie, w tym przypadku to nie komunizm, to szowinizm. (…) Nie można przyjąć zasady, że ci, którzy zostali pokonani muszą mówić także o sprawach dla nich najgorszych, a ci, którzy zwyciężyli – nie. Prawda jest jedna, prawda – zdaniem nas, chrześcijan, nawet najgorsza wyzwala, a nie niewoli, wyzwala a nie upokarza, pod warunkiem, że dotyczy wszystkich.
https://www.youtube.com/watch?v=joS1FDLu76E