Dla myślących z jednej strony, dla bezrefleksyjnych ze strony drugiej, świat zasługuje na prześwietlenie albo nie jest wart wysiłku innego niż zaspokojenie własnych potrzeb. Człowiek czymś się kieruje i jest gotów iść pod prąd, nawet cierpieć lub… poddaje się nurtowi, bo tak jest łatwiej i przyjemniej.
Chociaż obie postawy co do istoty wykluczają się, to w praktyce człowiek doświadcza ich splotu. Rozpięci jesteśmy intelektualnie i moralnie pomiędzy dwoma modelami życia. Rano budzimy się z przeświadczeniem gotowości do mierzenia się z wyzwaniami, zaś wieczorem orientujemy się, iż znów popłynęliśmy nie tam, gdzie powinniśmy się znaleźć.
- Bóg obliczył, że świat zamieszkały przez bezgrzeszne automaty wytworzyłby znacznie mniej dobra, niż ten, w którym ludzkie istoty obdarzone swobodą wyboru, mogą często wybierać zło. Bóg musiał niejako rozwiązać dość skomplikowane równanie różniczkowe (w istocie równanie nieskończone), by wyliczyć, w którym spośród wszystkich możliwych światów suma zła będzie najmniejsza w porównaniu z sumą dobra; i jest to świat, w którym żyjemy.
Tak w rozdziale „Bóg pokonanych przez życie…”, nawiązując do tez niemieckiego bibliotekarza, filozofa i prawnika Gottfrieda Wilhelma Leibniza, kreśli kluczowy dylemat każdego myślącego i wrażliwego człowieka Leszek Kołakowski. Ów rozdział to część słynnej jego książki „Jeśli Boga nie ma”, wydanej po raz pierwszy po angielsku w 1982 r. Autor nigdy nie określił się jako człowiek wierzący, ale twierdził konsekwentnie, że „osoba i nauka Jezusa nie mogą zostać usunięte z naszej kultury ani unieważnione, jeśli kultura ta ma istnieć i tworzyć się nadal”.
Zarówno droga polityczna, jak i naukowa Leszka Kołakowskiego jest jedną z typowych dla intelektualistów w Polsce. Od zaangażowania w Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą po usunięcie z jej szeregów. Od kariery naukowej w dziedzinie socjologii i filozofii oraz profesurę na Uniwersytecie Warszawskim, po pozbawienie stanowiska nauczyciela akademickiego. Jedno i drugie związane z było z zarzutami „odchodzenia od marksizmu”. Gdy włącza się w protesty w marcu 1968 roku, traci stanowisko profesorskie. Wyjeżdża wtedy z Polski i zostaje wykładowcą między innymi na uniwersytetach w Oxfordzie i Berkeley. Zostaje też członkiem kilku europejskich i amerykańskich akademii naukowych. Z pozycji emigranta sprzeciwia się narzucaniu Polsce zmian ustrojowych pogłębiających zależność naszego kraju od Związku Sowieckiego. Dopiero po 1990 r. wraca do aktywności naukowej i publicystycznej w Polsce, pozostając jednak na emigracji. Umiera w Oxfordzie w 2009 r., ale pochowany jest na warszawskich Powązkach.
Wróćmy do postawionego na początku dylematu. Nawet gdy nie przyznajemy się przed innymi ludźmi do tego, że miotamy się pomiędzy wiarą a niewiarą, to w ciszy swego wnętrza (o ile tę ciszę uszanujemy wbrew zgiełkowi codzienności), czasem pod wpływem okoliczności (jeśli nie podchodzimy do nich biernie) wraca pytanie o to, co przesądza o moim „być” albo „nie być”. Zazwyczaj pierwszym poziomem szukania odpowiedzi jest rzeczywistość, rzec można: fizyczna – mierzalna, matematyczna – dająca się obliczyć, chemiczna – wyczuwalna zmysłami.
- W nauce niewątpliwie nie ma niczego, co uniemożliwiałoby fizykowi wiarę w Boga, a jego wiara może nawet znaleźć psychologiczną podbudowę w refleksji nad zawiłą maszynerią natury. Jednak nie ma on podstaw, aby traktować swoje wierzenia jako hipotezę wyjaśniającą w naukowym sensie słowa (…). Nie jest zresztą, jako fizyk, z konieczności lepiej wyposażony, by rozwiązać pytanie o Boga.
- Nawet gdyby istniało logicznie prawomocne przejście od naukowego obrazu świata do Wielkiego Rachmistrza, to ten ostatni nie byłby z pewnością Bogiem wiary chrześcijańskiej (czy jakiejkolwiek innej religii) – dobrotliwym opiekunem, który dba o nas wszystkich i o każdego z osobna. Przypominałby raczej jakiś gigantyczny komputer, który zapewne pracuje z największą precyzją, lecz jest całkowicie obojętny wobec ludzkich losów.
- Nie ma bowiem dowodów, które poczynając od „wszystkiego” lub „niczego” wykazują, że„wszystko”, jakie znamy z doświadczenia, jest w gruncie rzeczy niczym, jeśli zakładamy, że jest wszystkim.
Pytam, szukam, słucham, wypatruję, ale wciąż nie mam odpowiedzi, nie słyszę głosów i nie widzę znaków. Masz tak? Ja tak mam! W procesie myślowym, opierającym się z natury na empirycznych doświadczeniach, mogę się przesuwać pomiędzy determinizmem… a determinacją. Mogę / możesz / możemy zdać się na bezrefleksyjność i wyrok tzw. „ślepego losu”. Mogę / możesz / możemy wdać się w drążenie skały prawdy i nawet dowiercić się do wody pitnej, ale i wtedy pojawi się pytanie o jej… źródło. O tym źródle będzie jeszcze słowo na koniec niniejszego rozważania.
Nie od dzisiaj, nie od kilku lat, ale zawsze, odkąd myślenie i wiara stawały naprzeciw siebie, okazywało się, że ich lokowanie na antypodach ludzkich decyzji redukowało horyzont indywidualnego i zbiorowego rozwoju. Konfliktowanie nauki i wiary w potocznym pojmowaniu stosunkowo często kojarzy się ze sporem ludzi Kościoła z ludźmi spoza Kościoła. Co więcej, w samym Kościele jest na tym tle sporo problemów.
- W świecie katolickim kryzys modernistyczny z przełomu poprzedniego i obecnego stulecia był tym wydarzeniem, które w drastyczny sposób odsłoniło konflikt pomiędzy aspiracjami teologii naturalnej i zwycięskim marszem scjentyzmu (…).
- Nauka nie dostarcza nam prawdy w tym sensie, w jakim zwykle ją rozumiemy. Jest ona pewną wygodną schematyzacją danych empirycznych w teoretycznych konstrukcjach (…). Prawdy religijnej nie da się nigdy bez uszczerbku wtłoczyć w formy intelektualne (…). Jedyny godny zaufania dostęp do prawdy religijnej prowadzi przez doświadczenie prywatne, którego w intersubiektywnym dyskursie nie sposób zadowalająco odtworzyć.
- Fundamentalny dla chrześcijaństwa obrządek Eucharystii jest tu dobitnym przykładem, choćby dlatego, że tak często był ulubionym obiektem szyderstwa racjonalistów. Chrześcijanie nie utrzymywali nigdy, że jakoby słowa „oto ciało moje” sugerowały tajemniczy proces chemiczny, w który chleb zamienia się w ciało (…), zawsze wiedzieli, że nie ma tu miejsca żadna empiryczna przemiana tego rodzaju. Zawsze wierzyli, że sens rytuału nie sprowadza się po prostu do rozpamiętywania męki Chrystusa, ale że uzyskują przezeń prawdziwą komunię z pełnym życiem Odkupiciela, z ludzkimi i boskimi Jego przymiotami.
Perfekcyjny dobór słów, jakiego dokonał Leszek Kołakowski w wyżej cytowanych wywodach, nie zaprowadził go jednak do afirmacji Boga przez wiarę. Tak więc nie w znaczeniach słów – nawet pisanych teraz przeze mnie i czytanych za chwilę przez Ciebie – mieści się rzeczywistość wiary. Wiara wykracza poza wiedzę. Pytanie, co „jeśli Boga nie ma”, należy stawiać, aby zbliżyć się do odpowiedzi na kwestię co, „jeśli Bóg jest”. Autor tym razem sięga po wątki, które wyraziście formułował francuski myśliciel Blaise Pascal.
- Skoro tak, to wydaje się, że stajemy wobec alternatywy: albo świat pełen sensu, kierowany przez Boga, okaleczony przez człowieka, uzdrowiony przez Odkupiciela – albo świat absurdalny, zmierzający Donikąd, kończący się Pustką, czcza zabawka bezosobowego Fatum, które nie rozdziela kar ani nagród i nie dba o dobro czy zło.
- Stoimy między dwiema wspomnianymi wyżej opcjami, nie mając żadnych intelektualnie wiarygodnych reguł, na mocy których mamy przychylić się raczej do jednej, niż do drugiej. Bóg nadaje światu sens, czyni go zrozumiałym, lecz nie wyjaśnia go w normalnym sensie tego słowa (jak przesunięcia tektoniczne wyjaśniają trzęsienie ziemi). (…) Nie ma nic absurdalnego w przekonaniu, że świat jest absurdalny.
Intelekt jest nieposkromionym instrumentem – wciąż chce objaśniać, ale nigdy nie wyjaśni wszystkiego. W oparciu o racje natury materialnej pozwala kalkulować ich polaryzacje i synergie. Daje klucze do syntezy zdefiniowanych właściwości materii i poprzedzonej analizami procesów. Umożliwia nawet prognozowanie ich przebiegu i skutków, gdy nie wszystkie dane są w zasięgu (jakby uchylając drzwi dzielące „a posteriori” od „a priori”, przez co znajduje się w sferze domniemań, przypuszczeń, a może nawet na styku z wiarą). Może wreszcie – i tak się dzieje nieustannie – poszukiwać nieznanych dotąd zasobów informacji, aby i je wpisać w kapitał ludzkości. Intelekt prowadzi do rozumienia, jest oglądaniem prawdy, umożliwia czerpanie z niej. Jest percepcją i wnioskowaniem.
Przez wiarę odczytać można sens tego, co rozumiemy. Wierzyć to doznawać wybrania i odpowiadać na tę łaskę. Wiara jest logiką zaufania, by nie widząc wszystkiego i nawet wszystkiego nie wiedząc, znaleźć się u źródła i docierać do celu życia.
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Leszek Kołakowski, Jeśli Boga nie ma, Wydawnictwo Znak, Kraków, 1988 / 19.03.2023 / sudeckiefakty.pl